Andrew A. Michta Andrew A. Michta
1478
BLOG

Unia musi zabezpieczyć swoje zewnętrzne granice

Andrew A. Michta Andrew A. Michta Polityka Obserwuj notkę 38

Niezdolność elit do uporania się z narastającym kryzysem migracyjnym zagraża przyszłości projektu europejskiego.

Unia Europejska wkrótce stanie przed decyzją: albo podejmie kroki niezbędne, aby zapanować nad przepływami migracyjnymi, albo jej instytucje ulegną paraliżowi pośród wzajemnych oskarżeń rzucanych przez kraje i kryzysu zaufania publicznego. Objawem rosnącego napięcia jest wybuch gniewu społecznego po napaściach na kobiety w Kolonii w noworoczną noc. Jeżeli w Europie dojdzie do kolejnego ataku terrorystycznego powiązanego z obecną falą migracji z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, oburzenie ludzi oraz ich nieufność wobec elit dodatkowo wzrosną.

Do fali imigrantów z południa dołącza zaś strumyk wlewający się od wschodniej strony kontynentu. Krajami docelowymi dla tych przepływów pozostają na razie przede wszystkim Niemcy i Szwecja, ale to może ulec zmianie. Liczby są wręcz przytłaczające: nawet teraz, gdy zima tymczasowo ograniczyła napływ, do Europy przybywa każdego dnia 2000 osób – sama Grecja przyjęła ich w styczniu 30 000. Przewidywane „wiosenne spiętrzenie” w marcu i kwietniu może przynieść liczby wyższe od zeszłorocznych.

Przybrawszy takierozmiary, kryzys migracyjny przełamuje obecnie granice poprawności politycznej, wszelkich rozważań o wielokulturowości i tworzeniu się równoległych społeczeństw w przyszłej Europie, jak też tradycyjnie cechującej zachodnioeuropejskie podejście do problemu Willkommenskultur. Proponowane przez Angelę Merkel zaostrzenie polityki azylowej w Niemczech i obecne działania mające na celu utworzenie unijnej straży granicznej nie wystarczą. Projektowi Schengen dodatkowo szkodzi podtrzymywanie fikcji, zgodnie z którą swobodę przemieszczania się wewnątrz strefy można utrzymać nawet w sytuacji, gdy poszczególne państwa, takie jak Grecja, nie wywiązują się ze swoich zobowiązań do zabezpieczenia granic.

Konieczność zamknięcia granic zewnętrznych UE wynika nie tylko z potrzeby zachowania swobody podróżowania między krajami. Schengen już dziś wymaga reanimacji, gdyż państwa przywróciły de facto kontrolę graniczną. Kolejnym pogłębiającym się problemem jest zdolność Europy do wchłonięcia przybyszów. Imigracja do Niemiec osiągnęła najwyższy poziom od dwudziestu lat, a najważniejszą kwestią nie jest bezwzględna liczba ludzi przybywających do tego kraju (bądź innych krajów europejskich), lecz szybkość wlewania się tysięcznych mas. Obecna fala migracji przerasta zdolność instytucji państwowych do rozpatrywania wniosków przybyszów i zapewnienia im świadczeń, a tempo ich napływu właściwie gwarantuje, że nie dojdzie do żadnej akulturacji. Towarzyszące temu procesowi napięcia społeczne skutkują niepowstrzymaną reakcją, pogłębiając podziały polityczne między lewicą a prawicą i podsycając ekstremizm. Ostatecznym wynikiem jest postępująca renacjonalizacja polityki europejskiej, czyli właśnie to zjawisko, które miał ograniczyć unijny projekt.

Kryzys migracyjny przeniósł „wirtualizację suwerenności państwowej” w Europie z wymiaru wewnętrznego w zewnętrzny, skupiając uwagę na funkcji państwa polegającej na zabezpieczeniu jego granic. Niedostateczna zdolność do jej wypełnienia stała się teraz oczywista: Europa, nie potrafiąc przekazać instytucjom wspólnotowym zadań państw w zakresie bezpieczeństwa, stoi przed perspektywą zdominowania dalszej reakcji na kryzys przez działania na poziomie krajowym, co spowoduje dalszą fragmentację nadwerężonych już instytucji unijnych. Nie chodzi tu o kwestię imigracji legalnej i nielegalnej, ale raczej o to, czy dzisiejsza polityka nie skutkuje całkowitym zarzuceniem takich rozróżnień, wprowadzając do głównego nurtu coś, co można nazwać „imigracją faktów dokonanych”.

Kryzys migracyjny przekłada się też ogólniej na płaszczyznę bezpieczeństwa, źle wróżąc zdolności Europy do stawienia czoła rosyjskiej agresji na wschodnich peryferiach kontynentu. Widocznym już efektem ubocznym niezdolności UE do zabezpieczenia granic zewnętrznych jest postępujący rozłam między dawnymi członkami Wspólnoty a byłymi państwami komunistycznymi Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej, objawem którego jest zwłaszcza usztywnienie stanowiska Grupy Wyszehradzkiej (Polski, Czech, Słowacji i Węgier) w sprawie przesiedlenia migrantów. Poruszana w wewnątrzunijnej debacie na temat kwot imigracyjnych kwestia wzajemności podsyca kryzys i coraz bardziej dzieli Unię. Zagadnienie napływu migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej wstrząsa fundamentami projektu europejskiego w większym stopniu niż dyskusje na temat sankcji wobec Rosji czy zapaści w Grecji. Dziś polityka de facto otwartej i nieograniczonej imigracji, za którą pierwotnie opowiedział się rząd Angeli Merkel, powiększa dystans między elitami Europy a jej mieszkańcami, uwidacznia podziały między regionami oraz polaryzuje społeczeństwa w stopniu w krótkim okresie nieodwracalnym.

Obywatele Europy buntują się przeciwko ponadnarodowym elitom, które ich zdaniem dopuszczają się oszustwa: głoszą akceptację, tolerancję i relatywizm, po czym wykazują obojętność, gdy wynikiem nie jest akulturacja, lecz pojawienie się kolejnych równoległych społeczności. Sytuację dodatkowo pogarsza fakt, że rządy europejskie nie dysponują danymi niezbędnymi, aby odróżnić rzeczywistych uchodźców od podążających za pracą migrantów ekonomicznych, terrorystów Państwa Islamskiego czy po prostu ludzi, którzy z jakiegoś powodu postanowili skorzystać z możliwości wyemigrowania do zamożniejszej części świata. Najbardziej szkodliwym aspektem przestępczości i narastającej przemocy wobec kobiet w Europie jest to, że pogłębiają one poczucie – teraz przeradzające się już w przekonanie – że rządy nie wypełniają wobec społeczeństw swojego podstawowego obowiązku, czyli zapewnienia bezpieczeństwa.

Aby UE mogła opanować sytuację, podstawową kwestią jest spowolnienie napływu migrantów do poziomu, przy którym będzie można rozpatrywać wnioski przybyszów, a ich samych deportować lub przesiedlać. Będzie to wymagać reformy prawa unijnego, a także ścisłej współpracy z krajami tranzytowymi, takimi jak Jordania i Turcja. Przede wszystkim będzie jednak wymagać zabezpieczenia granic kontynentu, nawet jeżeli oznacza to wykluczenie ze strefy Schengen krajów takich jak Grecja, które regularnie naruszają swoje zobowiązania. Częściową odpowiedź na pytanie, co należy uczynić – być może trudną do przełknięcia dla elit europejskich – daje rozwiązanie zastosowane na granicy hiszpańsko-marokańskiej, gdzie rząd Hiszpanii (przy wsparciu finansowym UE) zbudował w 1998 roku i wzmocnił w 2005 roku potrójne sześciometrowe ogrodzenie monitorowane przez całą dobę przez żołnierzy marokańskich po jednej stronie oraz hiszpańską Guardia Civil po drugiej, które stanowi barierę przed nielegalną migracją. System ten nie jest idealny, gdyż takich nie ma, a Hiszpania także odnotowała wzrost nielegalnej migracji wraz z nadejściem obecnej fali. W sumie jednak tamtejsza metoda spowolniła napływ skuteczniej, niż udało się to gdziekolwiek indziej. Inne kraje Europy muszą zabezpieczyć fizycznie granice zewnętrzne, żeby spowolnić tempo migracji, co da czas na dostosowanie przepisów i efektywniejsze rozpatrywanie wniosków przybyłych.

Na naglące pytanie, jak radzić sobie z imigracją do Europy, nie ma prostych odpowiedzi które można zamknąć albo w kategoriach liberalnych czy konserwatywnych, których niestety jak dotąd próbowano w większości przypadków udzielać. Chodzi tutaj o przyszłość całego projektu europejskiego oraz zachowanie podstawowej spójności normatywnej i społecznej, która była od samego początku warunkiem sine qua non zjednoczenia kontynentu. Pogląd, jakoby obecne podejście do fali migracyjnej było możliwe do utrzymania wiosną w obliczu rosnącego sprzeciwu opinii publicznej, jest szkodliwym mitem, który zagraża przyszłości Unii Europejskiej.

 

Artykuł ukazał się pierwotnie w The American Interest.
tłum. ©Salon24.pl S.A.

 

Politolog, ekspert ds. bezpieczeństwa, profesor w U.S. Naval War College. Współpracownik Center for Strategic and International Studies (CSIS) w Waszyngtonie. Opinie prezentowane na tym blogu są osobistymi poglądami autora. Stały felietonista magazynu The American Interest. Na tym blogu publikuję teksty pisane specjalnie dla Salonu24 oraz polskie wersje artykułów z "The American Interest".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka