Andrew A. Michta Andrew A. Michta
933
BLOG

NATO musi zainwestować, by utrzymać się na powierzchni

Andrew A. Michta Andrew A. Michta Polityka Obserwuj notkę 14

Szczyt NATO w Warszawie wypełniały spotkania na wysokim szczeblu i uroczyste deklaracje, doprawione dawką podniosłości i spotkań towarzyskich. Ale liderzy NATO poczynili też ważne, aczkolwiek ograniczone kroki, aby dać Władimirowi Putinowi odczuć, że Sojusz jest zjednoczony w swojej determinacji do obrony wszystkich swoich członków.

Decyzja o zwiększeniu obecności rotacyjnej NATO przez ulokowanie w Polsce i trzech państwach bałtyckich czterech batalionów sił natowskich, amerykańskiej brygady pancernej w Europie i zapewnienie dodatkowej pomocy Rumunii, wzmocni fizyczną obecność Sojuszu na wschodniej flance. Sojusz NATO obiecał też zacieśnić współpracę z Unią Europejską – to ważna kwestia dla Stanów Zjednoczonych teraz, kiedy Wielka Brytania zamierza zapoczątkować procedurę wyjścia z UE. (Mając jednak na uwadze doświadczenia z przeszłości, obietnicę lepszej wymiany informacji wywiadowczych i wspólnych ćwiczeń, należy traktować ją z pewnym sceptycyzmem.)

Najtrafniej warszawski szczyt można opisać, przytaczając powiedzenie, które mówi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z perspektywy państw położonych na pierwszej linii frontu wzdłuż wschodniej flanki NATO, rozmieszczenie międzynarodowych batalionów, wstępne rozlokowanie sprzętu oraz utworzenie w Polsce nowego dowództwa brygady pancernej mającego służyć jako centrum dowodzenia dla liczniejszych grup żołnierzy wysyłanych do Europy to prawdziwa rewolucja, gdyż taka liczba amerykańskich oddziałów wojskowych i sprzętu będzie obecna w Polsce i państwach bałtyckich po raz pierwszy.

Chociaż obecność wojsk amerykańskich pozostaje ograniczona i z wojskowego punktu widzenia niewiele znaczy w przypadku ewentualnego konfliktu, to Tallin, Ryga, Wilno i Warszawa odniosły się do niej z zadowoleniem, potwierdzając też jej znaczenie polityczne. Warszawski szczyt nie spowoduje jednak zaburzenia chwiejnej równowagi militarnej w Europie Środkowej i państwach bałtyckich, tak jak rozmieszczenie sił NATO nie zmieni ogólnego układu sił Sojuszu i Rosji, jeśli chodzi o zasoby dostępne do obrony Europy Zachodniej. Na daną chwilę Rosja jest nadal obecna na częściach terytoriów Gruzji i Ukrainy, zwiększając jednocześnie swój potencjał A2/AD (anti-access-area-denial) w basenie Morza Bałtyckiego, w obwodzie kaliningradzkim i na Krymie, jak też dokonując nowych inwestycji we Flotę Czarnomorską. W Syrii wojska rosyjskie dowiodły, że są w stanie przeprowadzić udaną operację poza obszarem swojej byłej i obecnej strefy wpływów (out-of-area-operation), nie zmniejszając przy tym presji, jaką Rosja wywiera na wschodnią flankę. I mimo, że NATO potwierdziło w Warszawie swoje zaangażowanie we wspólną obronę, to Moskwa cały czas wywiera naciski na Europę, wykorzystując do tego celu swoje zasoby finansowe, wywiad, prowadząc odpowiednią politykę energetyczną, wojnę cybernetyczną oraz działalność propagandową i wywierając w ten sposób presję na nadwątlone stosunki wewnątrz europejskie, przy czym ostatecznym celem tych działań jest osłabienie stosunków UE i NATO oraz stworzenie nowego krajobrazu dwustronnych relacji międzypaństwowych na linii Rosja – Europa.

Warszawski szczyt nie zmienił rzeczywistości i podstawowych ograniczeń zdolności NATO wynikających z faktycznego rozbrojenia Europy przez ostatnie ćwierć wieku. Odbudowa potencjału obronnego europejskich członków NATO to tylko początkowe wyzwanie, któremu należy sprostać w chwili, gdy amerykańskie priorytety w Azji i na Bliskim Wschodzie oraz szereg międzynarodowych zagrożeń oraz ograniczenia budżetowe odciągają uwagę USA od zagrożeń na wschodniej flance. Globalne wyzwania stojące przed siłami zbrojnymi USA powodują, że ewentualne większe dodatkowe amerykańskie inwestycje w zdolności obronne Europy są mało prawdopodobne. Amerykańskie zobowiązania w obszarze bezpieczeństwa globalnego w połączeniu z ograniczonymi środkami stawiają przed europejskimi sojusznikami bezpośrednie pytanie: czy wspólne dobro publiczne, jakie oferuje NATO, jest wystarczające, aby ostatecznie zmienić politykę w obszarze wydatków na obronę w Europie?

Na szczycie w Warszawie zaproponowano europejskiej klasie politycznej drugą szansę, aby uczynić to, czego nie udało się zrealizować po uroczystych deklaracjach składanych dwa lata temu w Walii: przeznaczyć dostatecznie dużo pieniędzy na obronę. W istocie wygłoszony w Warszawie przez sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga apel o zwiększenie wydatków na obronę – komunikat, który często pojawiał się wystąpieniach Stoltenberga przed szczytem, brzmiał ogólnie znajomo.

W najbliższych miesiącach echa warszawskiej ceremonii i obchodów szybko ucichną, natomiast znaczenie będą miały konkretne kroki, jakie NATO podejmie w celu skonkretyzowania działań reasekuracyjnych wzdłuż granicy. Chcąc pozbyć się spuścizny po zimnej wojnie w postaci mniejszych zdolności, Sojusz musi wypracować polityczną wolę, żeby nie szczędzić nakładów finansowych na obronę. Jeżeli wyciągnąć jakieś wnioski ze szczytu walijskiego w 2014 roku, dawka sceptycyzmu w kwestii ewentualnych zmian po szczycie warszawskim jest jak najbardziej na miejscu.

Wydatki na obronę rozszerzonego europejskiego Sojuszu NATO od 1990 roku cały czas malały (niewielki wzrost odnotowano tylko w 2015 roku, kiedy to zaledwie czterech europejskich członków NATO osiągnęło wartość docelową na poziomie 2% PKB), natomiast rosła liczba członków Sojuszu, zwiększając w Stanach Zjednoczonych przekonanie, że wyjąwszy kilka cennych wyjątków, Europa będzie nadal pasożytowała. (W ubiegłym roku udział Stanów Zjednoczonych w nakładach NATO na obronę wyniósł 70%). Doświadczenia ISAF nie zdołały zmienić tego przekonania, ponieważ udział Europy w misji w Afganistanie ograniczały często sprzeciwy na poziomie krajowym, które z kolei ograniczały użyteczność dużej części europejskich sił NATO, sprawiając też, że niekiedy była ona marginalna.

Z uwagi na spadek społecznego poparcia w Europie Zachodniej dla tradycyjnej roli obronnej NATO i misji w innych rejonach globu, ewentualna możliwość rozmieszczenia europejskich sił NATO poza państwami pochodzenia budzi poważne obawy, zwłaszcza jeżeli model odstraszania proponowany w Warszawie dla wschodniej flanki miałby być wiarygodny. Nawet najwięksi europejscy członkowie NATO mieliby dziś problem z rozmieszczeniem i utrzymaniem swoich sił w innych częściach kontynentu. Jest to problem, ponieważ nawet jeśli europejscy sojusznicy rzeczywiście zwiększą nakłady na obronę – co ponownie obiecali w Warszawie – to upłynie sporo czasu, zanim zaczną być one odczuwalne w ich siłach zbrojnych. 

Kolejnym symbolem obecnej pozycji NATO i kierunku, w jakim Sojusz powinien podążać, jest być może jego nowa kwatera główna w Brukseli, która ma zostać ukończona w tym roku. Nowy imponujący i nowoczesny budynek usytuowany jest naprzeciwko starej siedziby, a pracownicy NATO już teraz nazywają go „nowym campusem”. Budynek obejmujący 245 000 metrów kwadratowych powierzchni biurowej zaprojektowano tak, aby przedstawiał „splecione palce dłoni symbolizujące jedność”, które z kolei mają kojarzyć się z różnorodnością misji – „od oporu i prewencji do zjednoczenia i integracji”. Inwestycja o szacunkowym łącznym koszcie 750 milionów euro (829 mln USD), a przy uwzględnieniu dodatkowych kosztów sięgająca nawet kwoty 1,1 mld euro, ma zapewnić Sojuszowi „zrównoważoną i przyjazną środowisku nową kwaterę, o znikomym wpływie na środowisko i zoptymalizowanym zużyciu energii”. Nowa kwatera główna NATO może wywoływać skojarzenia z wizją już należącą do przeszłości, bo Putin, zajmując Krym i najeżdżając na Ukrainę ją obalił.

Pomijając kwestię, co Sojusz mógłby kupić w kategoriach zestawów i szkoleń za ponad miliard dolarów, NATO musi jeszcze raz rozważyć kwestię obrony terytorialnej w tradycyjnym znaczeniu oraz środków, jakie musi przeznaczyć na zakup pilnie potrzebnego wyposażenia zwiększającego potencjał wojskowy. Jeżeli Sojusz chce być postrzegany jako dłoń, musi to być dłoń, która w razie konieczności zaciśnie się w pięść, wywiązując się ze swoich wzajemnych zobowiązań obronnych. Jeżeli europejscy sojusznicy nie poczynią wymiernych postępów w finansowaniu swojej obrony przed kolejnym szczytem, spotkanie w Warszawie przejdzie do historii jako wielki pokaz jedności i „druga szansa”, której sojusznicy nie wykorzystali.

Znaczenie warszawskiego szczytu NATO wynika z faktu, że odbył on się w trakcie jednej z największych zmian w wewnątrzeuropejskiej polityce od czasu zakończenia zimnej wojny. Odbył się zaledwie dwa tygodnie po głosowaniu w sprawie Brexitu i był pierwszym spotkaniem czołowych zachodnich przywódców w kontekście trudnych zmian systemowych w Europie. Fakt jego zorganizowania w Polsce był również istotny dla NATO, gdyż lokalizacja ta uwydatniła postępy, jakie była „Europa Wschodnia” poczyniła od czasu upadku muru berlińskiego. Dzisiaj, odwiedzając Polskę, Republikę Czeską, Słowację czy państwa bałtyckie mające za sobą dwadzieścia pięć lat rozwoju, „nowa Europa” już nie wydaje się taka „nowa”. I to jest dobry objaw. Problemem jest reaktywacja „starej Rosji” i jej dążenie do renegocjowania przyszłości Europy. Jeżeli NATO nie zrealizuje obietnic złożonych w Warszawie, zwłaszcza tych dotyczących utrzymania koniecznego konsensusu w kwestii solidarnych działań w wypadku zagrożenia, strategia odstraszania nie przyniesie żadnego skutku, natomiast niepewność na wschodniej flance NATO tylko się pogłębi.

Pierwotnie artykuł ukazał się w "The American Interest".

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

 

 

 

Politolog, ekspert ds. bezpieczeństwa, profesor w U.S. Naval War College. Współpracownik Center for Strategic and International Studies (CSIS) w Waszyngtonie. Opinie prezentowane na tym blogu są osobistymi poglądami autora. Stały felietonista magazynu The American Interest. Na tym blogu publikuję teksty pisane specjalnie dla Salonu24 oraz polskie wersje artykułów z "The American Interest".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka